Francuski Montréal

       Nazwę tą nosi parę malutkich wioseczek we Francji, z których bodajże najmniejszą ale i najstarszą można znaleźć w departamencie Ardèche, 200km na południe od Lyonu 90 km na zachód od miejscowości Montélimar.
I o tej małej wiosce będzie tu mowa.

Dom w najniższym rzędzie o 11 oknach z czerwonymi okiennicami – to nasze locum

      Uczepiona jest zbocza wysokiej góry, którą zwieńcza XII wieczne zamczysko, kiedyś siedziba rycerzy de Montreal. Jego wysoką, kamienną wieżę widać z odległości paru kilometrów.  Zamieszkuje tu niewiele ponad 500 osób, ale, jak to u Francuzów, króluje im mer. Tak więc należałoby raczej mówić o miasteczku.
Mieszkańcy Montréal’u cenią swoje château (czyli zamek): od 1997 roku zakupiony przez prywatnego kolekcjonera historycznych pamiątek, przywracany powoli do dawnego wyglądu, przyciąga całe tłumy turystów. Można tam oglądnąć średniowieczne wnętrza, wdrapać się na szczyt wieży a na koniec oglądnąć spektakl przypominający jak wyglądali i kim byli ci którzy tu dawniej mieszkali: na oczach turystów są rozgrywane turnieje, śpiewają trubadurzy a giermkowie – tańczą. W postacie wcielają się mieszkańcy miasteczka i na brak pracy, naturalnie w lecie, nie narzekają.
Château jest otoczony zabudowaniami służebnymi, które raz po raz ktoś odkupuje od władz  przekształcając na swój letni dom. Niektórzy doprowadzają jego wnętrze do stanu luksusowych apartamentów zachowując tylko rustykalny wygląd zewnętrzny.
Inni, a do tych należy Zofia z Paygertów i Abdon Yarangowie (ona – historyczka sztuki, on – etnograf pochodzenia peruwiańskiego) zdecydowali  się jednak na coś innego.
Kupując duży dom w latach 70 tych ub. wieku, przy ulicy du Brave  po to aby mieć jakieś locum na lato po męczącym Paryżu na co dzień, postanowili zostawić go w stanie nieomal nietkniętym współczesnością.
Niewygodne, wysokie kamienne schody prowadzące na piętra, okienka wykute w murze o grubości metra, niebotyczne kominki, w których dobrze by się zmieścił gruby baran na rożnie, skrzypiące wrota nad którymi widnieje odkryta data: 1696!! To tylko jeden aspekt domostwa.
Yarangowie, podczas swego prawie 50 letniego spędzania każdej wolnej chwili od obowiązków w Paryżu, przywozili tu sukcesywnie różne znaleziska Abdona, etnografa z Ameryki południowej (np. fotele o emblematach wierzeń z czasów Inków, narzuty z wełny owiec peruwiańskich tkane wedle wzorów ludowych, tamtejszą ceramikę). Kupowali również stare meble z okolic Montrealu, aby wypełnić wszystkie pomieszczenia, czyli 14 pokoi(!) i zapewnić zaproszonym gościom (a było ich niebywale dużo)- wakacyjne bytowanie. Skrzypią więc drzwi starych, drewnianych szaf, kąty wypełniają skrzynie o zamkach przypominających skoble a wnęki w murach wypełniają kamienne, posklejane dzbany.
Powstała całość zachwyca oko smakoszy, lecz nie zapewnia takiej wygody, do jakiej przywykli ludzie współcześni (choć dom posiada wszelkie współczesne instalacje).
Jest to wiec dom oryginalny. Uczepiony skały, będący częścią innych, podobnie kamiennych i starych, tworzy całość niczym przytulone do skały gniazda jaskółek-brzegówek.
Pozwala na widoki z okien o niezrównanym pięknie: bezkresne góry Masywu Centralnego, gęsto porośnięte świerkowym borem, dają wytchnienie dla oka i ucha, a cisza przerywana jest tylko śpiewem cykad w dzień i pohukiwaniem puszczyka w nocy. Gdzieś na dole, bardzo, bardzo nisko, u podnóża góry szemrze niewidoczny   strumień.
Dwa tarasy są miejscem wieczornych relaksów, długich dyskusji i przyjemności dla podniebienia(a o to we Francji nie trudno). Ale można też i zasiedzieć się na tak zwanej przyzbie i spędzić wieczór niby u siebie, a niby wśród przyjacielskich przechodniów malutkiej, kamiennej uliczki. Każdy z nich mówi: ”bonne soirée” (czyli dobrego wieczoru), nikt się niczemu nie dziwi ani nie ma za złe. To dobra atmosfera do wypoczynku.
Dzięki przyjacielskiej uprzejmości Pani Domu (a prywatnie najmłodszej siostry mojej Mamy Małgorzaty Baranieckiej), mieliśmy ogromną przyjemność spędzenia w Montrealu paru wakacyjnych tygodni w latach 1993, 2017 i 2018. To ostatnie lato umiliła nam obecność naszych polskich przyjaciół: Iwony i Piotra Kokowiczów.
Chcielibyśmy  podzielić się z Czytelnikami obrazami tej pięknej, a mało znanej turystycznie okolicy. Zachęcam też do jej zwiedzenia.

Wieża zamkowa iluminowana w święto narodowe Francji 14 lipca

Zamek i ogródek naszego domu

Widok na okolicę z wieży zamkowej

Studnia zamkowa

Przy eksponacie

Zamkowa kuźnia – warsztaty dla zwiedzających

Po lewej brama wjazdowa do domu – gospodyni na przyzbie

Okno jednej z sypialni

Salon peruwiański

Kominek na rożno z baranem

Inny kominek

Mały salon

Mały salon

Biblioteka

Kuchnia w mniejszej części gościnnej

Jadalnia tamże

Jadalnia w większej części

Sypialnia z kamiennymi schowkami na pościel

Patio z drabiną do czego? Kto wie? odpowiedź na końcu

Przepastne piwniczne lochy

Urodziny Pani domu na patio

Najstarsza odkryta data – 1696

Kolacja na przyzbie

Wieczorny widok domu

Schody na taras

Ulica du Brave – wejście do części gościnnej

Ulica du Brave

Uliczki Montréal’u

Poranny widok z okna na Masyw Centralny

Ten sam widok wieczorem

Okolice Montréal’u – miasteczko Balazuc

Balazuc nad rzeką Ardèche

W drodze do Pont d’Arc

Przełomy rzeki Ardèche

Punkt widokowy

Pont d 'Arc

Replika jaskini Chauvet’a

Malowidła naskalne z jaskini Chauvet’a sprzed 35 000 lat, najstarsze na świecie

Jaskinia Aven d’Orignac

Fiesta w miasteczku z okazji 14 lipca

Wioska Prunet – pomnik ofiar I wojny światowej. Takie pomniki są wszędzie, nawet w najmniejszej osadzie.

Wnętrze romańskiego kosciółka w Prunet z XIII w.

Równie stary kościół romański w Vinezac

Uliczki Vinezac

Alba la Romaine – amfiteatr rzymski z II w.

Przełęcz Prunet w Masywie Centralnym

Góra Brizon – punkt widokowy na okolice Montrealu

W środku widać wieże zamku w Montréal’u

Opactwo trapistów Notre Dame des Neiges – turystykę można tutaj uprawiać na wynajętych osiołkach

Górska droga powrotna do domu.

Odpowiedź na zagadkę:

stara drabina służąca do zbierania owoców z wysokich drzew.