Paryż, Boże narodzenie, grudzień 2018, fot. Paweł Hulewicz

       Ze smutkiem informuję wszystkich Przyjaciół o odejściu mojej Drogiej Cioci, która zmarła 6 kwietnia 2019 r. w Paryżu.
Kim była Osoba tak mi droga, bliska od najwcześniejszego dzieciństwa?
Zofia,  pracująca na Wawelu jako historyk sztuki, wybrała los bardzo oryginalny: po poślubieniu młodego  Peruwiańczyka, etnologa, rozpoczynającego pracę naukową na Sorbonie, wyjechała do Francji i  zamieszkała w 1957 r. Paryżu.
Dla osoby zza „żelaznej kurtyny”, choć bardzo jeszcze wtedy młodej, wykształconej i mówiącej świetnie po francusku, była to przygoda nie lada. Aczkolwiek okupiona bardzo trudnym startem dwojga emigrantów – naukowców, bez żadnego zaplecza ani rodzinnego ani finansowego, do końca życia była z podjętego wtedy wyboru, zadowolona.
Oboje z mężem, Abdonem Yarangą, stworzyli dom niebywale gościnny: nie było zapewne nikogo z rodziny lub przyjaciół  kto by nie został przez Zofię zaproszony do Paryża, a tam i ugoszczony i oprowadzony, wysłuchany, ba, obdarowany przy wyjeździe. Wielu osobom pomagała w ich osobistym starcie na obczyźnie, nie oczekując niczego w zamian. Jak bardzo było to cenne wiedzą ci którzy pamiętają los Polaków w II połowie XX wieku: braki wszystkiego, życie w przaśnej rzeczywistości,  nie lada kłopoty przy otrzymaniu paszportu, poczucie szarej beznadziei, którą pobyt w Paryżu przerywał niczym barwny, migoczący motyl.
Podobnie odbieraliśmy i Jej przyjazdy do Polski do naszego starego gniazda rodzinnego w Dynowie. Każdy dostawał coś wymarzonego, kupionego specjalnie dla niego. Snuliśmy plany: kto teraz do Zośki pojedzie? Słuchaliśmy  opowiadań o Jej, jakże skromniutkim, życiu w Paryżu niczym bajki….

Zofia nikomu nie odmawiała, nawet wtedy, gdy wizyta z Polski wypadała na czas dla niej trudny. Nie pamiętam aby ktokolwiek nie wspominał Zofii i Jej Męża z wdzięcznością i podziwem. I jak mało było okazji na prawdziwy rewanż….
Może takim małym, niewspółmiernym, były nasze wielokrotne przyjazdy z mężem do Niej począwszy od śmierci Abdona czyli grudnia 2016 r. Już wtedy bardzo cierpiąca, cieszyła się na święta czy wakacje letnie w Montrealu (Ardeche), podczas których można było mówić do woli po polsku, wspominać, śmiać się…Interesowała się wszystkim co się dzieje w Kraju, głęboko przeżywała nasze radości i porażki. Rozmowy przy kolacji ciągnęły się do późna. Bardzo to lubiła, stale czuła się młoda, nie myślała o końcu życia.
Gdy pożegnaliśmy się po wspólnie spędzonym, kolejnym  Bożym Narodzeniu 2018, nikt z nas nie myślał, że to już ostatni raz…Jeszcze wołała za nami wychodzącymi na lotnisko do kogo mamy zadzwonić  po powrocie, komu co dać, komu poradzić, komu powiedzieć, że się o niego trapi…I taką zapamiętaliśmy.
Mieliśmy już kupione bilety na kolejną wizytę, na Wielkanoc 2019.
Niestety dwa tygodnie wcześniej, nasza ukochana Zośka, Przyjaciel i powiernik, odeszła w spokoju do Pana .
Do końca byli przy Niej wypróbowani, wierni Przyjaciele: Ksiądz Paul Diemert , dr Marlena Bouche-Osochowska i Jeanine…
Niech spoczywa w pokoju i w naszych sercach, we wspomnieniach i wdzięczności.

 

Paryż. Święta Wielkanocy kwiecień 2017, fot. Marlena Bouche-Osochowska