Okładka „Rolnika Polskiego

Poniżej prezentujemy artykuł Józefa Kalasantego Paygerta opublkiowany w „Rolniku Polskim” w 1938 roku.

Serdecznie dziękuję Panu Krzysztofowi Willmannowi za jego udostępnienie

Józef K. Paygert

Co dało rolnictwu małopolskiemu ostatnie siedemdziesięciolecie?

Rolnictwo w ostatnich siedemdziesięciu latach zależało od rozmaitych czynników: jedne przyśpieszały jego rozwój, inne opóźniały. Do pierwszych należy technika, która w tym okresie osiągnęła szczyt swego rozwoju, jak również oświata rozpowszechniająca wspaniałe wynalazki techniki wraz z coraz lepszą znajomością praw przyrody. Do czynników hamujących rozwój rolnictwa należała przede wszystkim konkurencja krajów zamorskich, która szczególnie silnie wystąpiła w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, niszcząc katastrofalnym spadkiem cen zupełnie całe gałęzie produkcji, jak np. owczarstwo, które wtedy upadło wskutek konkurencji wełny australijskiej.
Dalej ujemny wpływ miało bezkrytyczne stosowanie metod kapitalistycznych przyniesionych żywcem do rolnictwa z przemysłu i handlu, a które się zupełnie do rolnictwa nie nadawały. Przykładem tego niech będzie rozpowszechnienie kredytu wekslowego, który przy powolnych obrotach rolnictwa jest tutaj zupełnie nieodpowiedni, zaprzeczając samej istocie kredytu wekslowego. Wprawdzie inne pociągnięcia były dla rolnictwa zrazu korzystne, np. rozwój długoterminowego kredytu hipotecznego w listach zastawnych, ale i ten kredyt, wskutek niespodziewanych, niekorzystnych zamian dla rolnictwa w tym okresie, okazał się w końcowym rezultacie uciążliwy.
Trzecim wreszcie hamulcem, może najważniejszym, był brak własnej państwowości. Ten zaś powodował, że tak ważne sprawy jak polityka traktatów międzynarodowych, polityka przemysłowa, skarbowa itp. były prowadzone w zaborze austriackim nie pod kątem najliczniejszej warstwy rolniczej naszej dzielnicy, lecz dla interesu przemysłu krajów zachodnio-austriackich, które w b. Galicji znajdowały doskonały rynek zbytu dla swoich produktów i chciały go takim jak najdłużej dla siebie utrzymać, nie dopuszczając u nas rozwoju przemysłu, który miałby dodatni wpływ na ceny rolnicze.
Wszystkie te trudności sprawiły, że mimo techniki i oświaty rolniczej zbiory z jednego ha wzrastały w tym okresie minimalnie. Świadczy o tym porównanie zbiorów z ha dla pszenicy i żyta w latach 1899 i 1936. Zbiór pszenicy w pierwszym roku wynosił z ha 11.30 q, a w drugim 11.76 q. Analogicznie cyfry dla żyta wynoszą 9.70 q i 11.68 q dla gospodarstw karłowatych. Nie sama bowiem ilość gospodarstw karłowatych jest groźna, ale groźny jest brak zarobku dla nich i dla zupełnie bezrolnej ludności.
Wielu dzisiejszych reformatorów zapomina o tym podstawowym fakcie, i chcąc uruchomić per fas et nef as wszystkie gospodarstwa karłowate, nie zdaje sobie sprawy na jakie wstrząsy naraża państwo, gdyby im się udało urzeczywistnić swoje zamiary. Przyjmując bowiem, że wystarczyłoby ziemi dla wszystkich gospodarstw karłowatych, co, jak wiadomo jest wykluczone, pozostałby jeszcze znaczny odsetek ludności zupełnie bezrolnej, który pozbawiony zupełnie pracy wskutek zaniku większej własności, stałby się najniebezpieczniejszym dla społeczeństwa elementem. Tak wiec optymalny stosunek większej własności do mniejszej oznaczają z jednej strony potrzeby postępu rolniczego, a z drugiej- potrzeby zarobkowania ludności rolniczej. Reformy agrarne nie mogą przekroczyć bez złych następstw tych naturalnych granic wspomnianego stosunku.
W pewnej, choć nieznacznej, mierze samo życie przyczynia się do ustalenia tego optymalnego stosunku. Przykładem  niech będzie silny ruch parcelacyjny przed wojną, dochodzący w b. Galicji w poszczególnych latach do 58 .000 ha, rozparcelowanych przez większą własność. Był to wówczas naturalny objaw spowodowany, moim zdaniem, przede wszystkim działami rodzinnym majętności obciążonych większymi pożyczkami hipotecznymi, które uniemożliwiły zaciągniecie nowej pożyczki dla spłaty rodzinnej, co czyniły konieczną parcelację całej majętności. Rzecz oczywista, że do środka tego uciekano się tam przede wszystkim, gdzie ziemia była najdroższa, a zatem gdzie była największa ilość gospodarstw karłowatych. Był to więc naturalny proces, który droga powolnej ewolucji, zmieniał strukturę agrarną.
Proces ten starano się przed wojną przyspieszyć, stwarzając ustawą b. Sejmu Galicyjskiego z roku 1901 instytucji włości rentowych, która oparta o fundusze b. Banku Krajowego dawała możność zasługującym na kredyt włościanom powiększenia swoich gospodarstw do granic, w których te gospodarstwa stawały się samodzielnymi. Zakaz zaś dzielenia tych gospodarstw chronił je od powrotu do  pierwotnego stanu gospodarstw karłowatych. Była to najtrafniejsza droga do poprawy naszej struktury agrarnej: nie wprowadzała żadnego przymusu, nie podważała prawa własności, a wykorzystywała tylko naturalny proces kształtowania się stosunku mniejszych gospodarstw do większych, opierała się na ewolucji, a nie ulegalizowanej rewolucji. To też dziś, gdy po tylu niefortunnych eksperymentach stoimy nadal przed wadliwą strukturą agrarną, byłoby na czasie poświęcić więcej uwagi włości rentowych.
Druga sprawą, która może znacznie przyspieszyć postęp w rolnictwie, jest racjonalne oddłużenie rolnictwa po obecnym kryzysie. Tutaj najważniejszą rzeczą jest rozszerzenie przywileju spłaty niektórych długów rolniczych obligacjami państwowymi, względnie towarzystw kredytowych ziemskich, po kursie nominalnym, na wszystkie bez wyjątku długi i zaległości rolnicze, powstałe przed dniem 1.I.1937. Wprawdzie przy obecnym  kursie tych papierów byłaby to redukcja około 40% dłużnego kapitału, ale niewątpliwie po wprowadzeniu takiego przywileju kurs walorów odnośnych podniósłby się, a tym samym zmniejszyła wspomniana redukcja, z drugiej strony jednak byłaby ona zawsze ulgą dla dłużników korzystających z tego przywileju. Jak długo zaś nie uregulujemy problemu oddłużenia, nie ma mowy o postępie rolniczym, nikt bowiem nie zechce inwestować w gospodarstwo, gdy ciążą na nim długi, będące dziś w zmienionych warunkach walutowych naszego państwa wskutek deflacji zupełnym anachronizmem. Trzeba je najpierw przystosować do nowych warunków, tj. zrównać z analogicznymi długami państwowymi, a potem żądać ich spłaty. Tak zaś postawiona sprawa przyspieszy intensyfikację rolnictwa, gdyż każdy wiedząc już ile jest dłużny, będzie dążył do zmniejszenia kosztów produkcji wraz z wydatkami na obsługę długów, przypadających na jednostkę produktu, przez intensyfikację swego warsztatu.
Te dwie sprawy: poprawa struktury agrarnej i oddłużenie rolnictwa znajdują się wyłącznie w rękach Państwa. W dzisiejszych warunkach są one najważniejszymi czynnikami postępu rolniczego. Prócz tego zależy on od wielu innych warunków, będących w rekach samorządu rolniczego. Tutaj zaliczyć należy spółdzielczość rolniczą, a przede wszystkim zmeliorowanie pastwisk gminnych, czego domagał się jeszcze w 1904 r.  Kamocki podając ich obszar w b. Galicji na 345.000 ha. Proponował on wówczas, wobec niemożności zmeliorowania ich przy ówczesnym niedołęstwie władz gminnych, na zużytkowanie ich na własności rentowe. Od tej pory minęło już 32 lata, a sprawa pastwisk jest nadal aktualna, obecnie może nawet więcej wobec rozwoju spółdzielni mleczarskich.
Ostatnim, najważniejszym czynnikiem postępu jesteśmy my sami rolnicy. Od długoletniej naszej pracy zależy rozwój warsztatów rolniczych. Warunkiem zaś takiej pracy może być tylko zupełna pewność nieuszczuplonego warsztatu. Dziś takiego warunku nie posiadamy; coroczne podważanie w swych fundamentach najlepiej nawet funkcjonujących gospodarstw, nawet tych, które uzyskały wyłączenia przymusowej parcelacji na zasadzie ustawy o reformie rolnej, musi każdego większego rolnika napełniać głęboką troską, że w najbliższych latach spotka to i jego samego, i że praca jego pójdzie wskutek tego na marne.
W tych warunkach praca na roli staje się dziś szczególnie niewdzięczna. Zachętą  do niej może być tylko przeświadczenie, że ”tempora mutantur et nos mutamur in illis”, i że zmienią się kiedyś ustawy krzywdzące jednych obywateli na korzyść drugich, ale wyniki pracy naszej wbrew odmiennym pozorom pozostaną.
Streszczając, odpowiadamy na pytanie: ”Co dało rolnictwu ostatnie siedemdziesięciolecie?”. Postęp rolniczy był w tym czasie wzrastającej techniki i oświaty niedostateczny, a składały się na to rozmaite przyczyny, w głównej mierze brak własnej państwowości. Chcąc przyspieszyć ten postęp, musimy rozwiązać wiele zagadnień związanych z polityką państwa, w pierwszym rzędzie dotyczących struktury agrarnej i oddłużenia rolniczego. Pierwsza sprawa to unormowanie stosunku większej własności do mniejszej, co już dokonuje się w drodze ewolucji i co należy skierować na odpowiednie tory przez stworzenie takiej instytucji, jaka np. były włości rentowe na zasadzie dawnej ustawy Sejmu Galicyjskiego.
Druga sprawa to rozszerzenie przywileju spłaty niektórych długów rolniczych obligacjami po kursie nominalnym na wszystkie długi. Pod tym względem ,musi być w imię sprawiedliwości  społecznej przeprowadzone zrównanie długów kryzysowych rolniczych z długami państwa. Dalszym czynnikiem postępu rolniczego jest samorząd rolniczy, a przede wszystkim rolnicy sami. Ponieważ zaś praca tych ostatnich jest z natury rzeczy obliczona na dłuższy szereg lat przeto powinna być dana możność oparcia jej na bezwzględnej pewności posiadania warsztatów rolnych.